niedziela, 31 sierpnia 2014

Moja ukochana piosenka o Warszawie

Wiem, że blog nazywa się "JEMazowsze" ale sierpień to dla mnie bardzo emocjonalny miesiąc. Miesiąc mojego urodzenia. Miesiąc śmierci moich dziadków i jeszcze kilku członków rodziny. Miesiąc powstania warszawskiego wtedy gdy moi bliscy próbowali przeżyć powstanie, w tym dwuletni tata.

Gdyby ogłoszono konkurs na najbardziej warszawski miesiąc zgłosiłabym właśnie sierpień. Stąd też kolejne  muzyczne odniesienie. Moją ukochaną piosenką o tym Mieście jest "Warszawo Ma" Ludwika Starskiego z filmu "Zakazane Piosenki". Zawsze na niej płaczę jak bóbr...

Zakazane piosenki  powstały w 1946 roku, a do końca wieku obejrzało je 15 milionów ludzi. Ten bardzo warszawski film ukazuje życie stolicy od września 39 do wkroczenia Armii Czerwonej. Można się spierac od prawa do lewa nad "prawdą historyczną" jednak większośc piosenek pochodzi z "ulicy".

piątek, 29 sierpnia 2014

Pomidory faszerowane latem

Mój ojciec uwielbia pomidory tak bardzo, że gdy w latach 70-tych oskarżono je o "rakotwórczośc" on zjadał podwójne ilości (spadek cen produktów) nie robiąc sobie nic z tych rewelacji. Do dziś dzwoni do mnie regularnie o tej porze roku informując gdzie i w jakiej cenie a także jakie odmiany można dostac. Trudno więc bym pomidorowego bzika nie dostała w genach... Robiąc pomidory zazwyczaj na "śródziemnomorską" modłę (wyłączywszy swojską pomidorówkę) pomyślałam o poszukaniu przepisu rodzimego i ... zasięgnęłam języka u pani Szymanderskiej a dokładnie w jej "Kuchni Polskiej. Przepisy Regionalne". Oto całkiem zgrabny i smaczny przepis na kolację z pomidorem.


Pomidory faszerowane

1 szklanka lebiodki
1 szklanka sera zółtego
4 ząbki czosnku
3 łyżki masła
sól pieprz

Pomidorom obcinam czubki i wydrążam środki. Solę a po chwili odciekam z nadmiaru soku. Wyjęty miąższ kroję a następnie dodaję do niego czosnek, zioła, sól i ser. Nadziewam pomidory i zapiekam przez około kwadrans podlewając je stopionym masłem. 

Moim dodatkiem do przepisu była łyżeczka oleju rzepakowego, który nadał ciekawy aromat i posmak. Pomidory kupiłam tym razem w Gospodarstwie Rysiny  link ale polecam gorąco też te uprawiane przez Rutkowskich vel Ziółko link.

Ten przepis to doskonała kolacja na koniec lata. Smaczna i bez smętnego zasmucenia...

wtorek, 26 sierpnia 2014

Placki z jabłkami bardzo osobiste smażenie


Wróciłam ze "wsi" pełna smutku. Umarła w niedzielę moja kochana ciocia. Ta która głaskała mnie po głowie nawet gdy skończyłam "czterdziestkę". Siadałam przy jej fotelu w bloku lub na tarasie działki i rozmawiałyśmy. Tzn ja mówiłam a ona mnie głaskała. Trudno nie byc osobistym w takiej chwili. Kolejna bliska mi osoba, która umiera w miesiącu moich narodzin. 

Nie napisałabym jednak tego postu, gdyby nie dziwny zbieg okoliczności. Taki z tych co jeżą włoski na skórze rąk. Zajrzałam bowiem na bloga i postanowiłam sprawdzic co miałam zaplanowane do napisania a co przez pobyt na wsi i brak netu w pewnym sensie "przepadło". Zjeżyłam się w momencie, gdy zobaczyłam, że w ostatnią niedzielę chciałam umieści przepis na placki z jabłkami autorstwa mojej cioci. Tej cioci. Tej niedzieli, gdy odeszła. Przepisu nie zdążyła mi podyktowac. Ostatnie dni siedziałam próbując odnaleźc właściwy smak placków cioci Jadzi. Tak więc poniżej coś "zbliżonego" do jej geniuszu. Wiem, że proste ale jednak nie łatwo znaleźc ten sam smak i proporcje.

Mimo wcześniejszych zarzekań, że o jabłkach nie napiszę to jednak muszę złożyc hołd mojej cioci.

Placki cioci Jadzi

10 dkg mąki
100 ml mleka
10 dkg cukru 
1 jajko
1/2 kg jabłek 
sól
olej do smażenia



Jabłka obieram i kroję na cząstki (jak widac na zdjęciu powyżej). Mąkę, mleko, jajko, cukier i sól mieszam dokładnie i dodaję do nich jabłka. Na rozgrzaną patelnię wlewam olej i małą łyżką do zupy nakładam porcję na placki. Po usmażeniu odsączam je z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku. 


Dziękuję Ci Ciociu!!!



piątek, 22 sierpnia 2014

Pierogi z jagodami, kulinarny niezbędnik lata

Pierogi to jedna z tych potraw, która trafiła na "sztandary" kulinarne Polski i podawana jest prawie "wszędzie i zawsze". O smaku czy jakości oczywiście możemy dyskutowac tak jak i o ich pochodzeniu. Ale to nie miejsce i czas na to. Dla mnie najbardziej letnim wydaniem pierogów, są oczywiście te z nadzieniem jagodowym, które robiła kilka razy w sezonie moja mazowiecka babka z ulicy Weneckiej. Po tej babci został mi fotel bujany w spadku, zapach pościeli suszonej na słońcu i kilka przepisów w głowie.

Pierogi z jagodami
  
250 g mąki pszennej 
170 ml przegotowanej wody (ciepłej!)
250 g świeżych jagód 
1 łyżeczka mąki (do jagód)
1 łyżka cukru
1 opakowanie śmietany wiejskiej/ kremówki
sól (szczypta do ciasta, ok.1/2 łyżeczki do wody w której gotują się pierogi)



Jagody wymyte i osuszone lekko oprószam mąką i cukrem i odstawiam ale nie na długo! W tym czasie przygotowuję ciasto. Mąkę przesiewam, dodaję sól i wodę. 170 ml wody to tak mniej więcej powyżej uchwytu szklanki (ponad połowa). Ciasto musi byc miękkie i elastyczne. Zagniatam je przez nie więcej niż pięc minut. Rozwałkowuję i wykrawam kółka szklanką. Na każdej z połówek kółka kładę łyżkę nadzienia. Zlepiam wspomagając się wodą (lekko nawilżam brzegi co ułatwia ich sklejenie). Wrzucam pierogi na osolony wrzątek i gotuję około 3 minut. Wyjmuję cedzakową łyżką i podaję od razu na stół. Posypane cukrem, podlane śmietaną. Taki mały hołd dla babci, składany każdego lata o tej samej porze.






poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Jabłko na sztandarach - przemyślenia nie politycznie poprawne

Możemy oczywiście życzyc tym zza "zza" wschodniej granicy, żeby im "jabłkiem w gardle staneła" Ukraina i cały ten Krym. Rzucac ogryzkami w ambasady na całym świecie. W zrywie narodowym pochłaniac hektolitry soku jabłkowego rano a "szarlotki" wieczorem. Piekąc szarlotki, jabłeczniki, strucle jabłkowe, placki z jabłkami. Możemy organizowac apele szkolne i przedstawienia "Dzień Jabłka". Prelekcje o zdrowotności jabłkowych pektyn. Warsztaty "101 potraw z jabłek"...możemy, możemy... Tylko po co? Akcja na sierpień? Pomysł na wrzesień? A co z resztą naszego życia? 

jabłko duszone z kuchni mazowieckiej
Mazowsze (Grójec, Warka) jest największym producentem jabłek w Polsce. Kolejne zagłębia jabłkowe są w okolicach Sandomierza, Lublina i w Wielkopolsce. Wymieniłam chyba wszystkie. Jednak te gospodarstwa, które przewertowałam w sieci to producenci na skalę przemysłową. Trudno więc zrobic akcje "zbierz sobie owoce sam" co przy bliskości stolicy mogłoby się udac, odpowiednio rozpowszechnione w sieci i wśród organizacji spod znaku Slow Food. Gdzie mniejsze smaczne sady? No właśnie, w zaniku. Gdzie stare odmiany jabłoni? No właśnie, nie opłacalne. Czemu głównym odbiorcą jest rynek rosyjski uzależniony nie od gospodarki rynkowej a od prikazów z góry. I to "góry" z którą mamy na pieńku od ... setek lat? Czemu przez te 10 lat przynależności do UE nie zadbaliśmy by jako trzecia jabłczana potęga świata (!!! tak tak!! po Chinach i USA) to nasze jabłka były na straganach La Boqueria, Marche Raspail czy Borough Market.
 
Mam wrażenie, że Jan Brzechwa przewidział ten cały ambaras pisząc wiersz o pewnym robaczku i jabłku...
Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek,
A na tym stoliczku pleciony koszyczek,

W koszyczku jabłuszko, w jabłuszku robaczek,
A na tym robaczku zielony kubraczek.

Powiada robaczek: I dziadek, i babka,
I ojciec, i matka jadali wciąż jabłka,

A ja już nie mogę! Już dosyć! Już basta!
Mam chęć na befsztyczek! I poszedł do miasta.


Szedł tydzień, a jednak nie zmienił zamiaru,
Gdy znalazł się w mieście, poleciał do baru.

Są w barach - wiadomo - zwyczaje utarte:
Podchodzi doń kelner, podaje mu kartę,

A w karcie - okropność! - przyznacie to sami:
Jest zupa jabłkowa i knedle z jabłkami,

Duszone są jabłka, pieczone są jabłka
I z jabłek szarlotka, i kompot, i babka!

No, widzisz, robaczku! I gdzie twój befsztyczek?
Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek. 

 
Dlatego ja, mimo, że o jabłkach pisac miałam, taka wszak pora roku, temat odkładam na "jutro". Bo jabłko powinno byc stałym elementem naszego życia a nie kolejnym "zrywem" narodowym i to niezbyt udanym. Czemu niezbyt? Proste, dotyczy tylko powierzchni i to dużych miast. Powierzchownośc jabłkowej akcji rozdmuchanej przez media widac robiąc zakupy w podwarszawskich wsiach. 
Sklep nr.1, wieś Ś - jabłek brak, jajek od kur brak, warzywa nie od sąsiadów tylko z giełdy. 
Sklep nr.2, wieś K - jabłek brak, ale pani proponuje mi banany, które dziś dowieźli, jajka klatkowe (!), warzywa jak wyżej. 
Sklep nr.3, wieś J - nie ma jabłek, nie ma szarlotki ale jest "snikers" i napoleonka. Pan w kolejce za mną komentuje "że miastowej się jabłek zachciało na złośc Putinowi". Odpowiadam, że szarlotka na urodziny bo jako Ewa jabłka mam wpisane w kod genetyczny. Jajka wiejskie są ale o zgrozo po 1,3 za sztukę. Pod Fortecą za tą cenę mam zielononóżek, ale pani mówi, że to dlatego że muszą dojechac...wolę nie pytac skąd... 

Witajcie na polskiej podwarszawskiej wsi. Może gdzieś indziej jest lepiej. Mam taką nadzieję.

czwartek, 14 sierpnia 2014

piątek, 8 sierpnia 2014

Oranzada, orenzada

Fructon też na wodzie oligoceńskiej
Moje dzieciństwo upływalo w blogim niedostatku Coli i Pepsi, pragnienie na codzień gasilo się oranzada bo wody tez nie było w zwyczaju pijac. No chyba, że z saturatora, z sokiem lub bez. Stal taki kolo  spożywczego na ulicy Hieronima. Pamiętam jakby to było dziś... Na Cole w butelkach szklanych za 8 zł przeznaczalam swoje kieszonkowe. Ale sporadycznie.  Czy byłam z tego powodu nieszczęśliwa?  Pewnie tak, choć tego nie pamiętam. Ale smak dawnej orenzady lub oranzady, roznie się mawiało, mam w ustach do dziś. 

Wyobraźcie sobie jak się ucieszyłam gdy dowiedziałam się,  że nadal funkcjonuje Ronisz. To  najstarsza warszawska wytwórnia ze stażem ponad 60 letnim i mająca przedwojenna recepturę bez słodzików i dodatków.  Sam cukier od samego początku.  

"Oranżada tradycyjna Olszynka", jak przeczytałam w prasie poszła w trzecim tysiącleciu w kierunku ekologii- żadnych plastikowych butelek. Oranżada smakuje tyloo w szkle:). A dodatkowo Ronisz uruchomil  produkcję syfonów z wodą sodową, znaną z knajp i sklepików od poczatku ubiegłego wieku. Mają wlasne ujęcie źródlane w rezerwacie leśnym Olszynka Grochowska. 

Lubię gdy historia zatacza takie pyszne kręgi. ...

wtorek, 5 sierpnia 2014

Food Truck Szerdelek zjedzony!

Slow Street Food to już ewidentny nurt naszej gastronomii. Moda nie moda. Można kręcic nosem a można poszukac czegoś specjalnego. Dla mnie takim "specjalnym czymś" jest kuchnia warszawska i dośc szybko food trackowe towarzystwo odpowiedziało na moje prośby bo po mieście jeździ Szerdelek. Charakterny Cymes rodem ze Stolycy zawitał ostatnio w okolice, gdzie przebywałam. Nie mogłam tego "daru od losu" zlekceważyc.... Veni. Vidi. Vici. 

Swoją drogą wiecie, że street food nie jest taki młody? Pierwszą budę z parówkami w bułce otworzył na Coney Island pewien Niemiec w 1871 roku. Nazywał się Charles Feltman i był prawdziwym "rebelsem", bowiem wtedy jedzenie na ulicy było bardzo w złym guście... 

Wracając do Szerdelka...było bosko pysznie. Popełniłam recenzję na Gastronautach w tym temacie nawet LINK.

Szukajcie Szerdelka. Jedzcie w Szerdelku. Spotykajcie się. Bawcie się. Kochajcie.... Ale mi hasła wyszły jak z epoki hipi....

piątek, 1 sierpnia 2014

Minuta ciszy, 4:57 muzyki

To taka Data...

To takie Miasto...

To taki blog....

Nie da się przejść bez chwili na baczność o 17.00...

No nie da się i tyle....