piątek, 8 sierpnia 2014

Oranzada, orenzada

Fructon też na wodzie oligoceńskiej
Moje dzieciństwo upływalo w blogim niedostatku Coli i Pepsi, pragnienie na codzień gasilo się oranzada bo wody tez nie było w zwyczaju pijac. No chyba, że z saturatora, z sokiem lub bez. Stal taki kolo  spożywczego na ulicy Hieronima. Pamiętam jakby to było dziś... Na Cole w butelkach szklanych za 8 zł przeznaczalam swoje kieszonkowe. Ale sporadycznie.  Czy byłam z tego powodu nieszczęśliwa?  Pewnie tak, choć tego nie pamiętam. Ale smak dawnej orenzady lub oranzady, roznie się mawiało, mam w ustach do dziś. 

Wyobraźcie sobie jak się ucieszyłam gdy dowiedziałam się,  że nadal funkcjonuje Ronisz. To  najstarsza warszawska wytwórnia ze stażem ponad 60 letnim i mająca przedwojenna recepturę bez słodzików i dodatków.  Sam cukier od samego początku.  

"Oranżada tradycyjna Olszynka", jak przeczytałam w prasie poszła w trzecim tysiącleciu w kierunku ekologii- żadnych plastikowych butelek. Oranżada smakuje tyloo w szkle:). A dodatkowo Ronisz uruchomil  produkcję syfonów z wodą sodową, znaną z knajp i sklepików od poczatku ubiegłego wieku. Mają wlasne ujęcie źródlane w rezerwacie leśnym Olszynka Grochowska. 

Lubię gdy historia zatacza takie pyszne kręgi. ...