Dziś
krótko bo Walentynek jako takich nie lubię (już pisałam, ze mamy swoje
święto zakochanych więc po co kalkować coś czysto marketingowego...) ale
nastrój mi się udziela. Najbardziej zakochana warszawska para jaka mi
przyszła dziś do głowy... to Sobieski i Marysieńka. Skąd wiem? Proszę poniżej próbka korespondencji:
Gdybyś wiedzieć, moje serce, albo imaginować mogła, co się ze mną dzieje, i jako myślę o tobie, i że jednej nie opuszczam minuty, musiałabyś się sto razy we mnie kochać bardziej: bo gdyby tak choć trzecią część czasu darować P. Bogu, nie było [by] świętszego nade mnie człowieka. Wierz temu tak, moja duszo, jako ewangelii i jako największej przysiędze, i żebym pewnie, po wczorajszym się usprawiedliwieniu Częstochową, nadaremno na świadectwo Bożego nie brał imienia, który mię niech skaże tego momentu, jeśli inaczej piszę i myślę. Niechże mi się tedy wzajemnie nagradza od ciebie, moja najśliczniejsza dobrodziejko!
To list z Wielunia z sierpnia 1665 roku. Oboje z Marysieńką lubili słodycze,
zwłaszcza owoce smażone w miodzie i paschę doprawianą szafranem i
bakaliami. A król najbardziej uwielbiał arkas, dziś trochę zapomniany
wschodni deser z jaj i śmietanki. Zapomniany może dlatego, że to
gigantyczna bomba kaloryczna, ale jeśli macie w nosie kalorie, przepis
na arkas znajdziecie tutaj. Smacznego! A ponieważ nie lubię słodkich omletów to zrobiłam sobie wytrawny, co widać na zdjęciach. To tak w klimacie niedzielnego, walentynkowego śniadania:)
Inne dobre przepisy są na SmakizPolski i MojeGotowanie.