Ser smażony to jeden z tych kulinarnych smaków, które w dzieciństwie nie kojarzyły mi się zbyt dobrze. Zapach gliwiejącego sera okupował spiżarkę przez kilka dni. Potem ostry smak sera i na moje nieszczęście kminek. Ziarenka kminku przegryzione niechcący doprowadzały moje dziecięce kubki smakowe do apopleksji. Z wiekiem rozwinęły mi się owe kubki i ser smażony nie był już taki okropny. Najciekawsze, że choc ze smażonego sera słynie Wielkopolska robiony był również w Galicji. Stąd też pewnie włączenie go do kuchni prababki Olgi. Ja robię go tylko i wyłącznie na "wsi" gdy wiem, że zapach nie zabije domowników i mam nieograniczony dostęp do sera z niepasteryzowanego mleka. Bo z innego nie wychodzi.
Ser smażony
1 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 kopiasta łyżeczka masła
1 łyżka kminku
1 kopiasta łyżeczka masła
1 łyżka kminku
1/3 łyżeczki soli
1 jajko
Twaróg rozkruszam bardzo dokładnie w misce (kamionka) i posypuję sodą oczyszczoną, co powinno przyśpieszyc okres gliwienia. Całość mieszam i przykrywam folią aluminiową jednak tak by docierało do niego powietrze. Pozostawiony w ciepłym
miejscu ser powinien zgliwieć w ciągu kilku dni (im cieplej tym szybciej). Zgliwieć czyli dojrzec do intensywnego zapachu i ciągnącej konsystencji.