
Zwłaszcza temat śliwek, które nade wszystko kochał nasz ostatni król, mnie bardzo zafrapował. Zacytuję więc:
"Maria z Mohrów Kietlińska, autorka wspomnień z połowy XIX wieku, pisała o śliwkowej tajemnicy swych krewnych:
Do zapasów, czynionych na zimę, należało też konserwowanie śliwek węgierek, które podawano w dzień Bożego Narodzenia na deser. Sposób był nader prosty i nigdy nie zawodził. Kucharz Józef, w rękawiczkach i z puszką blaszaną, uzbrojony w nożyczki, wyłaził na drzewo i zbierał najpiękniejsze okazy, ucinając wraz z szypułką i bacząc, aby nie zetrzeć barwy. Układał śliwki w puszce, którą następnie, zalutowaną szczelnie, zakopywano w ziemię aż do zimy.
Tajemnica konserwowania śliwek nieomal trafiła na wiedeński dwór, gdzie wprawdzie na cesarskim stole pojawiały się zimą truskawki i poziomki, ale śliwek o tej porze roku nie widywano. Ojciec autorki wspomnień podarował pudło śliwek miejscowemu austriackiemu dostojnikowi. Hrabia Mercardin gościł na wigilii innych, jeszcze ważniejszych, bo wiedeńskich, dostojników i kiedy na stole pojawiły się śliwki, wszyscy wpadali w zachwyt. Oczywiście hrabia zażyczył sobie przepisu na świeże śliwki w grudniu, ale pan Mohr zbył go, twierdząc, że to tajemnica jego siostry, pilnie strzeżona przed wszystkimi."
Wracając do Jabłonnej. W pałacowej restauracji można spróbowac wyżej wymienionych dań co widac na zamieszczonej fotografii na początku postu:).
Ja postanowiłam spróbowac ...
małe śniadaniowe śledztwo...
kulinarne,
oczywiście.
Obok efekt...
a przepisu nie dam:)
sami sobie pośledźcie.
Smacznego :)