czwartek, 24 grudnia 2015

Takie tam...ludzkim głosem przy Wigilii


Pisanie to tylko częśc procesu. Najpierw musisz patrzec. Ale nie oglądac, spozierac, postrzegac, gapic, podpatrywac, zerkac.... tylko widziec.

Ba tylko gdy już się widzi to nie da się tego od razu przelac na papier. Najpierw człowiek musi wypełnic się po brzegi słowami, historiami, tłem i planem głównym, emocjami. Wtedy zacznie świadomie tworzyć. 

Spójrzmy wokół nas. Ulica, dom albo jeszcze inaczej...Miasto, ulica, dom, mieszkanie, kuchnia. Na kuchennym stole rozłożona silikonowa stolnica w kolorze zielonym...nie może niebieskim. 

Świat odwzorowany musi byc wiarygodny a to znaczy że musi być dopracowany i szczegółowy. Przedmiot dostrzegany przez czytelnika jest dopiero wtedy gdy nadamy mu formy, treści, koloru, kształtu, masy i umieścimy w czasoprzestrzeni.

No więc na tej niebieskiej stolnicy z silikonu jest mnóstwo mąki uformowanej w kształcie kopca. Za chwile podmiot liryczny doda tam ciepłej choc bardziej gorącej wody i zajmie się zagniataniem ciasta na pierogi. Zaraz...zaraz chyba zapomniała dodac szczypty soli. Zapomniała bo nasz podmiot liryczny jest kobietą. Trochę w sumie późno robi pierogi tak wcześnie. Dziś Wigilia choc dopiero poranek. Jednak robienie pierogów to rytuał, którego nie można odłożyc na koniec dnia ani też zrobic go byle jak, od niechcenia. Ciasto musi byc aksamitne i świecące. Elastyczne pod palcami. Bohaterka zerka więc do książki kucharskiej stojącej na metalowej podpórce przed nią. Dostała ją na ostatnią gwiazdkę i przez rok miała w niej bardzo poręcznego pomocnika. Kartki w książce pobrudzone od palców, jak to zwykle bywa w kuchni tłustych i usmarowanych sosami. 

"Ciasto na pierogi" brzmi trywialnie. Ale ileż to koncepcji zostało stworzonych by było doskonałe, idealne, genialne. Można dodac masło. Olej. Jajka. Gotowane ziemniaki. Użyc mąki 450, 500, mieszanej... 

Bohaterka odgarnia zapruszonymi mąką palcami kosmyk włosów. A może bohaterka odgarnia za ucho kosmyk włosów pozostawiając na nich pył z mąki. Bierze miarkę a może szklankę i zanurza ją w porcelanowym słoju na mąkę. Jedna szklanka potem jeszcze połowa. Potem tymi samymi palcami chwyta szczyptę soli z pojemnika obok. Dodaje a po chwili sięga po jeszcze jedną. Z czajnika w którym niedawno gotowała się woda nalewa do połowy szklanki wodę. Wie, że gorąca zaparzy mąkę. W tym tkwi sekret jej idealnych pierogów. Wkłada dłoń do miski i miesza. Ciasto parzy ją w skórę ale nie przerywa przekładając zawartośc miski na blat. Ciasto zagniata tak długo aż czuje jego aksamitną gładkośc pod palcami. Pochyla się do szuflady pod blatem. Trzeciej. Nie drugiej. Wyciąga z niej folię, odrywa kawałek tak duży by zmieściło się w nim ciasto i zawija je w nią. Odkłada na bok. 

Odwraca się w kierunku lodówki i wyciąga z niej zrobiony wczorajszego wieczoru farsz z suszonych grzybów z dodatkiem cebuli zmielonych razem z kajzerką. Farsz pachnie intensywnie lasem. Spacerem z Ukochanym minionej jesieni. Poza wspomnieniem tego dnia jest tylko sól i pieprz. 

Bohaterka odwija ciasto i dzieli je na kilka mniejszych części. Bierze jedną a resztę przykrywa szmatką w biało-niebieską kratkę. Z namaszczeniem wałkuje bardzo cienko pierwszą porcje. Wycina nożem do pizzy kwadraty wielkości 4 cm x 4 cm. Bierze do ręki pierwszy z nich i nakłada herbacianą łyżeczką farsz. 
Tu musimy odpowiednio przygotowac czytelnika bowiem proces robienia...ba tworzenia uszek nie jest taki banalny. Wstukując do Google hasło "jak skleic uszka" dostaniemy kilkadziesiąt stron odnośników z instrukcjami w tej materii.

Wrócmy do momentu gdy nasza bohaterka nakłada na kwadrat ciasta grzybowe nadzienie. Sprawnym ruchem palców skleja ciasto po przekątnej. Po chwili mając już sklejone wszystkie boki ...nie... oba boki sprawnym ruchem okręca wokół palca końce ciasta. Pracochłonny proces powtarza tak długo aż znika powoli ciasto i nadzienie. Przykrywa ściereczką w kratę o której wcześniej wspominaliśmy gotowe uszka i sięga do narożnej szafki po duży garnek. Nalewa do niego wody patrząc jednocześnie przez okno. Jest ósma. Nie musi by ósma rano bo widac pana w żółto-szarym dresie biegnącego po ulicy. Jak każdego dnia o tej właśnie porze. Bohaterka stawia na płycie garnek z wodą i włącza 9. Chce jak najszybciej zagotowac wodę. Wsypuje łyżeczkę soli. A gdy woda zawrze po kolei a może partiami wrzuci do niej uszka....



Dziękuję za inspiracje do powyższego postu:

Julio Cortazarowi, Kurtowi Vonnegutowi, prababkom spoglądającym na mnie ze ściany...dziś jakoś bardziej sugestywnie oraz tym wszystkim których nie wymienię ale mam ich na końcu myśli. Ulotnej jak każda chwila. 

A zwłaszcza twórcom i producentom prezentów przy-okazji-choinkowych panu Longinusowi od derenia i panu Majewskiemu za płatki jaśminu. I jak to napisac pierwszy z wyżej wymienionych a ja parafrazuję będąc "po tylu wódkach, po ilu noc staje się wielkoduszna" składam Wam najserdeczniejsze a już napewno najsmaczniejsze życzenia świąteczne na jakie mnie stac. 

Pamiętajcie, że warto poświęcac siebie, swój czas i swoje myśli tylko tym którzy mają czas, zgodnie ze złotą myślą z drzwi do Oberży pod psem. To to co widzicie na zdjęciu po lewej stronie.
  
Aaaa mam dla Was jeszcze prezent do gotowania oczywiście: Kuchnia Polska Wielkich Kucharzy.