Inspirująca lektura książki Wojciecha Herbaczyńskiego "W dawnych cukierniach i kawiarniach warszawskich". Idealna na wieczór tłustoczwartkowy. Bowiem tematyką są nie tylko tytułowe cukiernie i kawiarnie dawnej Warszawy ale też i ich klienci, właściciele i cała , jak to byśmy dziś powiedzieli, subkultura miasta. Autor sam prowadził bardzo popularną cukiernię od 1938 roku przy ulicy Wilczej, na rogu z Koszykową. Kawę sprowadzał z palarni Pluton od Tarasiewiczów, a o nich już pisałam TUTAJ. Największym zainteresowaniem wielbicieli łakoci cieszyły się drożdżowe rogaliki z
nadzieniem, mimo, że w 20-leciu Międzywojennym ceny ciastek nie należały do najmniejszych (20 gr).
Warszawskie kawiarnie...ech, każda czymś się wyróżniała. Zero globalizacji bo wytrawni smakosze stolicy nie przychodzili by wcale. „Ziemiańska” oferowała wyśmienite torty...dziesięc rodzajów. A specjalnością Lourse były przeróżne ciastka półfrancuskie. Ponieważ dziś "tłusty czwartek" zainteresują Was pewnie doskonałe pączki robione na sposób sułtański czyli nadziewane daktylami, rodzynkami i migdałami albo "po polsku" czyli z nadzieniem z konfitury jabłkowej, wiśniowej, malinowej lub ekstra liga z płatków różanych. Każdy niezależnie od nadzienia pachnący skórką pomarańczową i wanilią. A jeśli chodzi o pączki to tradycje ich są jeszcze z obiadów czwartkowych u króla Stanisława Poniatowskiego. To jednak temat na zupełnie innego posta. Wracając zaś do Herbaczyńskiego to chętnie spróbowałabym opisywanej przez niego bomby hrabskiej czyli "kuli waniliowych lodów powleczonych
mrożonym kremem i czekoladą”.