Baba Jaga czasem robiła na kolacje "dziwne rzeczy". Czasy kartek nie ułatwiały gospodyniom domowym pracy więc czasem jadłyśmy surową cebulę sparzoną z musztardą (!) jako pastę na kanapki. W wersji na ciepło smażona cebula również lądowała na kromkach chleba. Podawała również salceson krojony w grubą kostkę skropiony octem. Czasem z cebulą krojoną w "piórka". Przez wiele lat myślałam, że był to jej pomysł na urozmaicenie naszych kolacji, aż do pewnego wyjazdu. Podczas pobytu w Pradze w 2009 roku w jakiejś kolejnej piwiarni, której nazwy już nie pamiętam, podano mi dokładnie tak samo przygotowany salceson do ... piwa. Wtedy zrozumiałam, że było to "danie" z konotacjami regionalnymi...kuchni galicyjskiej zaboru austriackiego.
Stąd przecież właśnie "ugotowała" się kuchnia regionu. Przełom XVIII i XIX wieku podczas zaborów, mikser kulinarny Podola, Rusi, Małopolski. Wpływy, jakże wyraźne, tradycji niemieckiej, czeskiej, węgierskiej, żydowskiej, wołoskiej i oczywiście austriackiej. Wyraźnym przykładem wpływów tej ostatniej jest właśnie salceson.
Zawsze się zastanawiałam czy ta urozmaicona we wszelakie wpływy kuchnia domu Baby Jagi brała się z "korzeni"? W kuchni spotykały się smaki ormiańskie po Oldze Manugiewicz, austriackie po Elizabecie Gruber. Jaki wpływ miała praca taty Baby Jagi, Artura Tarzewskiego, który jako urzędnik Kolei, delegowany był do kolejnych miast w nowej Polsce: II RP. Sądzę, że ogromne....
A przy okazji grudniowego przeglądu prasy czytałam w "wybiórczej" gazecie, iż w Ćmie na Koszykach podają ów salceson w wersji carpaccio (o mój rozmarynie...czy zawsze musi byc a la coś tam?) z dresingiem. Warto więc przypomniec sobie, że to odniesienie do kuchni rodzimej zakorzenionej w Galicji.
A przy okazji grudniowego przeglądu prasy czytałam w "wybiórczej" gazecie, iż w Ćmie na Koszykach podają ów salceson w wersji carpaccio (o mój rozmarynie...czy zawsze musi byc a la coś tam?) z dresingiem. Warto więc przypomniec sobie, że to odniesienie do kuchni rodzimej zakorzenionej w Galicji.
Salceson: włoski lub brunszwicki kroję w grubą kostkę, opcjonalnie dodaję sparzoną i pokrojoną w piórka cebulę lub też cebulę cukrową (bez parzenia). Następnie skrapiam octem winnym jabłkowym. Spożyc można już po kilku chwilach. Do tego dobry chleb razowy i mamy ciekawą odmianę kolacji lub przekąski do piwa.