Architektura miast w których
żyjemy ma bezpośredni choć może nie dostrzegalny wpływ na to kim
jesteśmy. To jak postrzegamy otaczajacy nas świat. W mieście żyjemy w świecie zaaranżowanym i
interpretowanym przez człowieka. Różnice
możemy dostrzec uważnie patrząc podczas spaceru po Manhattanie czy Paryżu ale i Warszawie. Zastanawialiście się jak was ukształtowało Wasze miasto? Ja tak.
Moje najbliższe
otoczenie, które pamiętam od pierwszych
„świadomych” chwil to dom moich dziadków. Mój
najbliższy świat – mikrokosmos – na obrzeżach Wielkiej Płyty prawej strony
Wisły – Osiedla Bródno. Annopol. Przestrzeń niezbyt
duża – 50 metrów – ale wypełniona po brzegi bezpiecznymi zapachami. Aromatami
kuchni: pieczonego chleba, parującego kakao, omletu z konfiturami - na każde
zaspane śniadanie. Ale to poza tymi czterema ścianami tak naprawdę zaczynał się
mój świat. Działka na której stał dom dziadków - świat pełen soczystej
zieloności. Świat pełen smaku malin wprost z
krzaków wpychanych do ust pokłutymi palcami. Świat suszonych na oknie jabłek i
śliwek spadających z drzew na jesienną trawę. Świat sopli lodu zwisających z
okapu dachu i lepienia bałwana bez rękawiczek. Tylko po to by chwilę później
piec na rozgrzanej kuchni podpłomyki z ukradzionego babci ciasta na pierogi. Oczywiście
w domu była piwnica, która po głębszej penetracji okazała się skarbcem domowych
przetworów a nie miejscem gdzie mieszkały potwory. Ten moj mikrokosmos
miał swoje jasno określone granice. Dwóch ulic zamkniętych w kwadrat od północy
zajezdnią tramwajową, graniczący od wschodu z rzeźnią, „na zachodzie bez zmian”
ciągle budowaną trasą toruńską a na południu ogródkami działkowymi i torami
kolejowymi.
Rozwód rodziców we wczesnych latach mojego
dzieciństwa zaowocował trzema domami i co weekendowym poruszaniem sie na
lewobrzeżną Warszawę w okolice Placu III Krzyży , ulic Wiejskiej, Frascati i
Pieknej. Powiśle. Duże okna z drobnymi
szprosami zachłannie łapiące światło, którego zawsze było za mało. Pierogi ruskie misternie klejone przez babkę. Karp w tak klarownej galarecie, że można było pomyślec iż zawieszony jest w powietrzu.
Posiadanie trzech odmiennych domów nawarstwiły się we mnie
wielością znaczeń i interpretacji. Kulinarne tradycje Mazowsza, Warszawy, Wielkopolski i Galicji. Ormiańska prababka, niemiecka prababka, austriacki pradziadek. Dzięki
nim mogę powiedzieć za Shrekiem, ze jestem jak cebula. Gdzie jest mój
haimat, gdzie jest miejsce w którym czuję ze wracam, ktore jest granicą mojego
świata? Pod zamknietymi powiekami widzę dymy z komina elektrociepłowni Żerań.
Widziane z okien pociągu gdy wracam z wakacji, czy okien autobusu gdy poruszam
sie po ulicach Warszawy, zawsze patrzę w ich kierunku gdy chcę zorientować się
w sobie. Warszawa jest moja. Wyrasta we mnie korzeniami
lewej i prawej strony Wisły. WZ-tką w kawiarni na Rozdrożu. Barszczem z dudtkami w Mistrzu i Małgorzatce. Leniwymi z baru mlecznego przy AWF-ie.