piątek, 4 kwietnia 2014

„pijąc piwo (wódkę), jedząc śledzie będziem silni jak niedźwiedzie"

Śledź w śmietanie to jedna z kultowych potraw czasów mojej młodości a tak się jakoś złożyło, że były to czasy PRL. W pełni się zgadzam z tymi, którzy twierdzą, że bez fasolki po bretońsku, kotletów jajecznych, sałatki jarzynowej, jajek w majonezie,  i bloku czekoladowego nie bylibyśmy "sobą". Kimkolwiek właściwie jesteśmy....

W PRL śledzie stanowiły zazwyczaj dodatek do 50-tki. Czy ktoś pamięta śledzia po japońsku? Co tam nie było: śledź, jajka, cebula, groszek, natka... japońszczyzna pełną gębą. A "śledź a la łosoś"? Powstał w końcówce lat 80tych i nadal można go znaleźć w naszych sklepach. Polacy wg statystyk zjadają najwięcej mintaja, pangi. Śledź jest dopiero na trzecim miejscu. Oczywiście możemy nie zauważać jak ważną rolę odgrywał w naszej kulturze i historii. Możemy się go wstydzić jednak zawsze będziemy z kraju śledzia i wódki a nie wina i ostryg. I nic tego nie zmieni.

Wracając do kultowego śledzia na przednówku oddajemy również hołd tradycji kulinarnej dawniejszych czasów. Mój drogi papa wychował mnie w przeświadczeniu, że śledź rybą nie jest a jak sądzę posiłkował się tutaj opinią legendarnego warszawskiego bon vivanta Franciszka Fiszera. Ten bowiem podczas jakiegoś przyjęcia w rozmowie z profesorem ichtiologii uznał śledzie za gatunek przystawek nie ryb. Mam nadzieję, że śledzie będzie niedługo oferował jakiś food truck chociażby tak jak to jest w Holandii czy Berlinie, gdzie można w ulicznych budkach zjeść bułkę ze śledziem, krążkami cebuli i marynowanymi warzywami. Czy my potrafilibyśmy tak sobie pośledziować? Czy myśl o pospolitości tego jedzenia zawstydziłaby nas zupełnie? Czy kebab brzmi dla nas lepiej?


cudowne zdjęcie dzięki Lucynie z Ciemnej Izby