piątek, 11 kwietnia 2014

Wódkowy szlak trafił szlak


Siedzę sobie na kawie i czytam artykuł z dodatku Gazety Stołecznej o największych imprezowiczach warszawskich lat 60-tych i 70-tych. Marek Hłasko, Wojciech Frykowski, Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz. Ci ostatni nawet określani byli mianem "nierozłączni jak wódka i kac"

Anegdot nie mało powstało dzięki wyczynom tych panów i innych również też. Ot chociażby dyskusja z kelnerem w Kameralnej gdzie Maklakiewicz z Himilsbachem weszli razem z psem: 

Kelner: Co to jest!? (wskazuje na psa) 
Maklakiewicz: Też nie mamy pojęcia. Siedział tu, jak weszliśmy. Zapytaliśmy się, czy możemy się przysiąść. Pozwolił. A teraz pan poda trzy wódeczki.

Albo też opisy Kameralnej (niedawno zresztą "zrewitalizowanej"):


Zresztą nie oszukujmy się, pili już Skamandryci (Czas życia krótki, kropnijmy wódki.  - Tuwim) i ci inni przed nimi też. Należymy do szlaku wódki a nie grzanego wina lub cydru. Choć w przypadku tego drugiego szkoda. Mamy przecież produkt więc może za 50 lat Mazowsze będzie krainą cydrem płynącą...

Zresztą Tuwim zgrabnie to ujął:   

"Różnica między wielbłądem i człowiekiem – wielbłąd może pracować przez tydzień nie pijąc; człowiek może przez tydzień pić nie pracując."

Czasy były trudne. Brak perspektyw, komuna szaleje. Brak wolności słowa. Brak wolności własności. Ogólne braki w sklepach a tudzież w uzębieniu. Zwłaszcza po mordobiciu przez milicję.
 
 A jak to wygląda dziś? W sumie to...brak perspektyw. W sklepach wszystkiego nadmiar. Jedynie twardej waluty by trzeba na to mieć. A wiadomo... kredyty, kryzys. Stres. No więc ludzie piją. Jak bardzo? Zapraszam na zaplecze Nowego Czasu. Tam jest prawdziwe wódkowo-zakąskowe zagłębie. Mniej  może jest teraz czasu. Wszystko więc wypić trzeba od piątku do niedzieli. A to czy są dzisiejsi odpowiednicy Himilsbacha, Maklakiewicza, Hłaski...to się okaże za ... jakiś czas.

A jeśli chcecie wyczuć nastrój dzisiejszej Wódkowej Warszawy idźcie na tyły Nowego Światu. Po co pić na krawężniku, się zastanawiacie?  Jak to powiedział Jan Himilsbach, gdy zwrócono mu uwagę, by nie pił w miejscu publicznym: "Ja nie pije, ja wprowadzam do organizmu bajkowy nastrój".