wtorek, 8 sierpnia 2017

Rozważania o jedzeniu w trasie

Jedzenie w trasie to bardzo trudny temat. Jedziemy w lecie nad morze a zimą w góry, albo na odwrót za każdym razem jednak musimy gdzieś po drodze się zatrzymac. Na obiad, najczęściej. I tu zaczynają się rozterki. Gdzie się właściwie zatrzymac. Kiedyś ten dylemat rozwiązywał dla mnie portal Gastronauci, dziś już Św.P. Zastępujące go Zomato nie uwzględnia małych miast czy wsi na swojej mapie. Wynika to jak sądzę nie tylko z innej koncepcji ale i nieznajomosci europejskich realiów. Można oczywiście przeszukiwac fora, wrzucac na google czy facebooka zapytania "gdzie dobrze zjeśc na 343 kilometrze...". Można. 

Można też trzymac się zasady, że lepsze znane zło niż nieznane dobro. Kierując się odwiedzamy to co znamy czyli wszystkie fast-paskudy, których z nazwy nie wymienię. Widac je na całej trasie Warszawa-Gdańsk. Można też starym dobrym sposobem nabrac jedzenia w menażki.. Albo patrzec gdzie stoją tir-y. Wieśc bowiem gminna niesie, że gdzie się oni stołują tam dobrze karmią. Cóż, sądzę że stołują się przede wszystkim tam gdzie mogą wjechac wielką "furą" więc smak jest tu raczej wtórnym decydentem. Można zajrzec na TripAdvisora gdzie czasem są polecane jakieś niezłe miejsca. Mnie brakuje jednak portalu / serwisu, który skupił by się na takich właśnie miejscach. Polska - gdzie zjeśc w trasie.

Dla mnie wyjazdy w sezonie na wieś w okolice jeziora Zegrzyńskiego już są problematyczne. Taki chociażby bar Ronda, pomiędzy Stanisławowem a Nieporętem. Zajrzałyśmy tu gonione głodem. Lokal całkiem sympatyczny choc przyjemniej jest usiąśc na zewnątrz. Menu przygotowane "prawie" na każdą ewentualnośc (prawie bo nie mieli sushi:)) To oczywiście żart. Wpadłyśmy tu dwukrotnie. Całkiem niezłego burgera przycmiły nijakie zupy o charakterystycznym smaku "nie domowym". Okropne frytki przegrały z dobrymi pielmieni. Niestety naleśniki dopracowywane w mikrofali nie pozostawiały złudzeń. Jedz i spadaj. Wpadniemy pewnie jeszcze nie raz bo to jedyne "zjadalne" miejsce na tej trasie poza Laguną, gdzie ceny ryb w stosunku do wielkości porcji zmieniły się nie proporcjonalnie. A może jest coś? gdzieś? niedaleko? Tylko jak to znaleźc, jeśli nie ma się już ochoty na kulinarne eksploracje terenu? 

Tak, tak...nie ma się już ochoty. Osiągam powoli wiek, gdzie będę chodziła tylko do "znanych i lubianych" restauracji czy barów. Nie mam już czasu na kiepskie jedzenie... 

Co ze smutkiem i przykrością stwierdzam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam. Przeczytam.