
W barach mlecznych panują zasady „domowego
wykorzystania produktów”. Gdy w poniedziałek zostają ziemniaki to we wtorek
będą kopytka. Pierogi ruskie w środę są bardziej pikantne i mniej serowe niż te
w czwartek. Bo jedne robi pani Halinka a drugie pani Stasia. To nie fabryka. Tu się je. Nie wykwintnie. To
nie haute cuisine. To smaczna i o niebo zdrowsza alternatywa dla fast foodów i
snack barów. Przyznaję. Bary mleczne to mój fetysz. Powinny być wzięte pod
ochronę „Kulinarnego Dziedzictwa” naszego kraju a już na pewno Mazowsza.
Swoją drogą gdy słyszę jak Sherlock Holmes głosem Benedicta Cumberbatcha, każde mi wejśc do Pałacu Umysłu to ja otwieram właśnie drzwi do Baru Mlecznego. Bułka kajzerka z żółtym serem, kubek parującego kakao i mogę "jechac" w dedukcji jak najdalej się da:)
A ochrona dóbr kultury niematerialnej czyli kulinarnej szczególnie w tym Kraju to temat na dużą akcję propagandową. Pozytywną. Z głową no i żołądkiem...Są chętni?
Swoją drogą gdy słyszę jak Sherlock Holmes głosem Benedicta Cumberbatcha, każde mi wejśc do Pałacu Umysłu to ja otwieram właśnie drzwi do Baru Mlecznego. Bułka kajzerka z żółtym serem, kubek parującego kakao i mogę "jechac" w dedukcji jak najdalej się da:)
A ochrona dóbr kultury niematerialnej czyli kulinarnej szczególnie w tym Kraju to temat na dużą akcję propagandową. Pozytywną. Z głową no i żołądkiem...Są chętni?