Wszystko zaczęło się od imprezy Slow Food'owej w Fortecy (październik tegoż roku) na którą mieliśmy "coś" przynieść. Jadalnego lub pijalnego. Fair Trade, slow, lokalne i sezonowe...hm... Druga połowa października to czas jesieni a dla mnie jesień to początek sezonu na zupy. Czyli zupy tylko jakie? Najbardziej sezonowe byłyby: ziemniaczana, jarzynowa....aalee... Gdzie tu moje Mazowsze? Może więc krupnik z kaszy jaglanej? No tak tylko powinny być moje. A ja, to przecież, kundel z pochodzenia. Znaczy gdyby to miały być korzenie to zupa musiałaby zawierać w sobie tradycje kulinarne Mazowsza, Wielkopolski, Galicji, Ormian Polskich, Austryjackie i Niemieckie. Uff. Nie da się chyba że podzielimy na dwie zupy. Pomyślałam. Poszperałam. I tak powstał pomysł na dwie zupy. Dziś pierwsza z nich.
Cebulowa z cydrem i sekretnym dodatkiem...
3 cebule zwykłe
2 duże szalotki
2 cebule fioletowe
1 cebula cukrowa
4 ząbki czosnku
1,5 łyżki świeżego tymianku
1 mały ogórek kiszony
2 litry bulionu wołowego
1 szklanka cydru wytrawnego
sól, świeżo mielony pieprz
oliwa z oliwek, masło
Wszystkie warzywa na tą zupę kupiłam pod Fortecą u Ziółków. Cydr oczywiście z Włodowa z Kwaśnego Jabłka.
Cebule, drobno pokrojoną , smażę na kilku łyżkach oliwy z dodatkiem odrobiny masła. Nie ma być uduszona tylko obsmażona. Dodaję też zgniecione ząbki czosnku (nawet ich nie obieram). Wrzucam ją do garnka i podlewam bulionem. Gotuję przez godzinę. Następnie wlewam cydr i doprawiam solą, pieprzem. Dodaję starty na bardzo małych oczkach ogórek i tymianek. Całość gotuję jeszcze przez pół godziny.