W TV wiedeńscy muzycy dają koncert z okazji nowego roku 2018 a mnie wzięło na kulinarne wspomnienia...
W Wiedniu nauczyłam się jak rzecz wydałoby się banalną i prostą
wznieść do poziomu cesarskiego. Odwiedziny w Hofburgu, który do roku
1918 był centrum olbrzymiego imperium cesarskiego Habsburgów, pokazały,
że cesarz też człowiek i funkcjonalność ceni sobie przede wszystkim.
Porównanie z Wersalem wypadło na plus cesarstwu. Być może to kwestia
charakteru czy też 1/8 austriackiej krwi. Dość, że Wiedeń i jego
podejście do kultury stołu przypadł mi do gustu od pierwszego kęsa i
łyka.
Geniusz prostoty tkwi też w przygotowaniu ulubionego dania Cesarza Franciszka
Józefa (tak, tak męża Sisi). Tafelspitz, bo o nim to mowa, podawany z
ogromną atencją i wszelkimi "ozdobnikami". W takiej na przykład
Plachutta, która z gotowanej wołowiny
postanowiła zrobić synonim własnej marki, tafelspitz podaje 2 kelnerów. Najpierw,
pochwaleni za nasz wybór, rozkoszujemy się nienaganną elegancją
miejsca. Potem zaczyna się przedstawienie. Ceregiele z Tafelspitz w roli
głównej. Na stół wjeżdżają gorące talerze, gorące półmiski i równie
gorące garnki. Z nich niezwykle profesjonalny kelner wyławia warzywa i
nalewa nam bulion. Rozgrzanych do czerwoności (rosół, zawsze poprawia
humor, nawet w celi śmierci, jak zwykła mawiać moja babcia*)
Gdy
już napojeni przepysznym wywarem, zaczynamy widzieć pozytywy w
padającej mżawce za oknem, podchodzi kelner i nakłada nam na talerze:
szpik kostny w "opakowaniu" podsuwając do tego usłużnie doskonały chleb.
Następnie wykłada srebrnymi sztućcami kawał mięsa. Do tego różne takie
"bzdety" o których wspominać można ale sądzę, że nie koniecznie... Więc
nie wspomnę... A co do doznań smakowych...hm...jak mięso z rosołu na
niedzielnym obiedzie u wyżej wspomnianej babki... Proste i genialne
zarazem w swojej prostocie. Na koniec podrzucę dla zainteresowanych
przepis od Agnieszki Kręglickiej na to "cudo":
"Cebulę w łupinie przekrawamy na pół, opiekamy na suchej patelni przecięciem do spodu, aż sczernieje. Włoszczyznę (300 g) czyścimy i kroimy. Następnie bierzemy 2 kg dojrzałej, skruszałej wołowiny (różne kawałki: część krzyżowa, szponder, rostbef, pręga). Myjemy ją w ciepłej wodzie i suszymy. Do wrzącej wody (3,5 l) wkładamy mięso i gotujemy na małym ogniu, co jakiś czas zbierając i usuwając pianę pojawiającą się na wierzchu. Dodajemy kilka ziaren pieprzu, szczyptę lubczyku i przypieczoną cebulę. Po dwóch godzinach gotowania dodajemy warzywa i gotujemy przez kolejną godzinę, zbierając ciągle z wierzchu szumowiny. Gdy mięso jest miękkie, wyjmujemy je, odcedzamy warzywa, a wywar doprawiamy solą i pieprzem. Na koniec wkładamy do wywaru oczyszczone i podzielone na części kości ze szpikiem, gotujemy je pięć minut i wyjmujemy. Mamy z tego trzy dania: rosół, przekąskę ze szpiku i gwiazdę programu - gotowane mięso."
* babcia
wcale tak nie mawiała ale o ileż mocniejszy wydźwięk ma owo zdanie
jeśli wplącze się do niego kochaną, starszą panią...Hm?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witam. Przeczytam.