Moda na burgery w stylu slow food przyszła na dobre do naszej Stolicy dwie dekady po otwarciu pierwszego Macdonalda. Moda jak to moda przemija. Kwestią czasu jest aby z kilkudziesięciu burgerowni została jedna trzecia tych najbardziej lubianych. Nie napiszę najlepszych bo jakośc nie zawsze ma odzwierciedlenie w życiu gastronomicznym. Dobra lokalizacja, dopasowujące się menu w tym element niespodzianki, trzymanie poziomu to będzie istotniejsze niż sama jakośc produktu. Nie lubię połączenia slow-burgerów z rozwojem sieciowym więc na Bobby Burgery nie stawiam. Dla mnie slow nie może byc sieciowe, to się po prostu nie da pożenic.
Burgery klasy gourment czy premium to wysokojakościowe mięso, bułka z prawdziwego zdarzenia nie nadmuchana jak wargi Natalii Siwiec i ciekawe dodatki. Mięso nie musi byc w wersji "mielonego kotleta" ani z wołowiny tu granice określa jedynie wyobraźnia kulinarna kucharzy.
Moimi ulubionymi knajpkami z burgerami były pięc lat temu:
i już nie istniejący Lokal Bistro, Aleksandra Barona. Na Olkuskiej dostaniemy mięso z Red Angusa, Black Angusa lub Hereforda. Warto zasiąśc w trójkę przy jak najbardziej klasycznym wydaniu burgera i potrenowac swoje kubki smakowe na odbiór różnych gatunków wołowiny. W Barnie nie można odmówic "atakowi serca" albo nie natknąc się na "ponurego żniwiarza". Nazwy adekwatne do smaku, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W Lokal-u mieli "pełen slow" bowiem dodatki były ze znanych ekologicznych gospodarstw i ze znanych lokalnych smaków tak jak camembert - Słupski Chłopczyk. W menu był mój ulubiony nie-mięsny burger: genialny dorsz z kapustą kiszoną, olejem lnianym i koprem.
Dziś każda dzielnica i podwarszawska gmina ma swoje burgerownie warte polecenia. W Legionowie poszłabym do Beef-burgera, na Ursynowie zjadłabym San Diego w Boys-meat-girls. Na prawnym brzegu Wisły pojechałabym za burgerem aż na Grochów do Fire-burger.
a na Żoliborzu.... tu mimo wysoko plasującej się burgerowej konkurencji: Burgerownia, Wild-beef, Yellow-cab wybiorę zawsze: Po Byku przy Metrze Marymont. Lokal usytuowany jest zaraz przy wejściu do uroczego zadrzewionego skwerku vis a vis szkoły pożarniczej w całkiem przyjemnym budynku ala osiedlowy sklepik czy też kiosk ruchu. Nie sposób go przeoczyc. Co do obsługi to mam mieszane uczucia. Brak mi bardziej serdecznego kontaktu z klientem. Zwłaszcza mocno oszczędzają na uśmiechu i zainteresowaniu.
Na szczęście nie oszczędzają na dodatkach do burgerów i różnych wariacjach burgerowych. Mamy tu szesnaście wersji podania i każda z nich zasługuje na uwagę. Poza klasyką "z serem" i "bez sera" oraz opcjami dla wegetarian warto pokusic się o wbicie zębów w True Blue. Poza wołowiną (warto samemu wskazac sposób wypieczenia bo mała szansa, ze nas o to spytają) jest tu świetnie komponujący się ser pleśniowy z gruszką w occie, a całości dopełnia rukola i sos miodowo-musztardowy. Inne ciekawe smaki znajdziecie w Plum Bum powidła śliwkowe, w Tropic Topic mango i kolendrę a w Goat kozi ser i karmelizowaną cebulę.
W Po Byku podają również steki, sałatki oraz krążki cebulowe i frytki stekowe. Te ostatnie mają jeden minus, są przemysłowe. Wolałabym aby podali frytki z ziemniaków a nie masy ziemniaczanopodobnej. Przy krążkach można tylko żałowac, że nie ma opcji "z sosem" bo aż się o to owe krążki proszą. Do picia w ofercie Po Byku jest ogromny wybór Bombilladrink (hit dla mnie to mirabelka) i Fritza (rządzi rabarbarowa!).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witam. Przeczytam.