wtorek, 20 września 2016

Rozważania U Dziewczyn o kuchni sąsiedzkiej

Wszystko zaczyna się od porannej potrzeby wypicia kawy, zjedzenia śniadania, poczytania prasy, złapania oddechu...Od pozytywnego rozpoczęcia poranka. Potem już oczywiste się wydaje, że tylko namierzenie właściwego, pobliskiego nam miejsca rozwiąże wszystkie rozterki ducha .. i żołądka. Lokalne knajpki, takie po "sąsiedzku". Każdy z nas kto takie swoje Miejsce ma wie o czym mówię. 

Miejsce, w którym pyzata blondynka pod oknem przegląda ogłoszenia o pracy. Miejsce, gdzie "prawie" buldożkowi pana Jana, naleją wody do miski, podczas gdy jego pan będzie zjadał śniadanie po "wiedeńsku". Miejsce, gdzie panie zza lady znają z imienia lub historii 90% swoich klientów. Wiedzą co tamci lubią i same lubią to co robią. Bo to jest też ICH Miejsce. Sąsiedzkie. Lokalne. Smaczne. Czasem zagubi się tu ktoś "spoza" lokalnej społeczności i w najmniejszym stopniu nie odczuje, że jest "obcy". Jedynie, smętnie westchnie, bo w jego sąsiedztwie nie ma takiego Miejsca. Kiedyś L zaprowadziła mnie do dwóch takich knajpek na Mokotowie a Z do Kuchni Sąsiedzkiej na Powiślu. Można oczywiście szukac podpowiedzi w sieci, gdzie zjeśc jadą do nieznanej sobie dzielnicy.

Moda na lokalne knajpki trwa. Już nie zazdroszczę Krakowowi, jak jeszcze dwie dekady temu. Teraz sama w okolicy wiem, gdzie zanurzyc się na dwa kwadranse przyjemnego sam-na-sam ...kulinarnie oczywiście. Uwielbiam Czytelnię w okolicach AWF-u, Secret Life Cafe na Żoliborzu i Cafe De La Poste na Starych Bielanach

A wszystko to, te moje rozważania i nostalgie napadły mnie podczas odwiedzin, kolejnych i kolejnych w przeuroczym miejscu: U DZIEWCZYN na Żoliborzu.

U Dziewczyn Menu, Reviews, Photos, Location and Info - Zomato

Dziewczyny karmią świetnie. 

Czy to śniadanie w wersji różnych past do pysznego chleba. Estetycznie podane. Świeże warzywa. Wyrazista pasta rybna zaostrzająca apetyt. Jajeczna delikatna z wyraźną nutą nostalgii, za dzieciństwem, pożerałam ją łyżką a nie na kromce chleba. Trzecia pasta...ach..ta trzecia...była najsmaczniejsza...Bez łyżki się nie obyło...i dodatkowej porcji pieczywa.

Czy deser...och...beza z porzeczkami. W ladzie pysznie konkurowały o moje względy tarty i bezy. Tej z porzeczkami nie odmówiłam, choc wolę z żurawiną. Wiecie, taką dużą i świeżą.
 
Czy też genialne pielmieni albo buraczane kaszotto. Pielmieni to podobno mordercze danie. W XIX wieku dwóch syberyjskich kupców zmarło w wyniku przejedzenia tymi niepozornymi pierożkami. Wszystkiemu był winien zakład między nimi o to, kto zje więcej pielmieni. U Dziewczyn możemy wybrac porcje mniejszą lub większą, żadna jednak nie jest mordercza. Tu zamiast octu podana jest jednak cytryna co mi bardzo odpowiadało. Śmietana na stole była. Zabrakło musztardy i masła ale kto mówił, że to klasyczne, syberyjskie, "podanie"? Kaszotto buraczane z pęczaku, maślane i idealnie rozpływające się w ustach (nie, nie było rozgotowane) okraszono czterema zacnymi kawałkami koziego sera co dodawało smaku i aromatu całej potrawie. Świetne. Po prostu świetne.

Lokal jest przyjemny wizualnie. Wszechobecna biel nie przywodzi na myśl szpitala tylko rustykalną wieś anielską. Nie pod warszawską ale prowansalską. Kilka mocnych akcentów miejskich łagodzą tą sielskośc. I dobrze. Oczywiście! Na zewnątrz można poleniuchowac na deskach albo posiedziec przy małych stolikach. Stąd kilka kroków do Hali Marymonckiej...no może kilkanaście.
 
Zauroczyły mnie Te Dziewczyny, muszę przyznac.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam. Przeczytam.