
Miejsce, w którym pyzata blondynka pod oknem przegląda ogłoszenia o pracy. Miejsce, gdzie "prawie" buldożkowi pana Jana, naleją wody do miski, podczas gdy jego pan będzie zjadał śniadanie po "wiedeńsku". Miejsce, gdzie panie zza lady znają z imienia lub historii 90% swoich klientów. Wiedzą co tamci lubią i same lubią to co robią. Bo to jest też ICH Miejsce. Sąsiedzkie. Lokalne. Smaczne. Czasem zagubi się tu ktoś "spoza" lokalnej społeczności i w najmniejszym stopniu nie odczuje, że jest "obcy". Jedynie, smętnie westchnie, bo w jego sąsiedztwie nie ma takiego Miejsca. Kiedyś L zaprowadziła mnie do dwóch takich knajpek na Mokotowie a Z do Kuchni Sąsiedzkiej na Powiślu. Można oczywiście szukac podpowiedzi w sieci, gdzie zjeśc jadą do nieznanej sobie dzielnicy.
Moda na lokalne knajpki trwa. Już nie zazdroszczę Krakowowi, jak jeszcze dwie dekady temu. Teraz sama w okolicy wiem, gdzie zanurzyc się na dwa kwadranse przyjemnego sam-na-sam ...kulinarnie oczywiście. Uwielbiam Czytelnię w okolicach AWF-u, Secret Life Cafe na Żoliborzu i Cafe De La Poste na Starych Bielanach
A wszystko to, te moje rozważania i nostalgie napadły mnie podczas odwiedzin, kolejnych i kolejnych w przeuroczym miejscu: U DZIEWCZYN na Żoliborzu.
Czy to śniadanie w wersji różnych past do pysznego chleba. Estetycznie podane. Świeże warzywa. Wyrazista pasta rybna zaostrzająca apetyt. Jajeczna delikatna z wyraźną nutą nostalgii, za dzieciństwem, pożerałam ją łyżką a nie na kromce chleba. Trzecia pasta...ach..ta trzecia...była najsmaczniejsza...Bez łyżki się nie obyło...i dodatkowej porcji pieczywa.
Czy deser...och...beza z porzeczkami. W ladzie pysznie konkurowały o moje względy tarty i bezy. Tej z porzeczkami nie odmówiłam, choc wolę z żurawiną. Wiecie, taką dużą i świeżą.


Lokal jest przyjemny wizualnie. Wszechobecna biel nie przywodzi na myśl szpitala tylko rustykalną wieś anielską. Nie pod warszawską ale prowansalską. Kilka mocnych akcentów miejskich łagodzą tą sielskośc. I dobrze. Oczywiście! Na zewnątrz można poleniuchowac na deskach albo posiedziec przy małych stolikach. Stąd kilka kroków do Hali Marymonckiej...no może kilkanaście.
Zauroczyły mnie Te Dziewczyny, muszę przyznac.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witam. Przeczytam.