piątek, 15 marca 2013

wiem co jem...?

Stając przed półką w sklepie ile masz właściwie czasu na „analizę” produktową? Czy poświęcasz choć pięć minut by przeczytać etykiety? Jeśli czytasz to czy rozumiesz choć połowę z wymienionych tam składników? Biorę „kostki-czegoś-tam”. Bez konserwantów, czysty smak. W składzie glutaminian sodu … i jest to jedyny składnik który jeszcze rozumiem. Całość smaku zawdzięczam przecież unikalnej recepturze i nie powinnam denerwować się, moją ignorancją... Zaufanie do marki to podstawa. Marka to przecież nic innego jak nowoczesna wersja herbu. A herb wiadomo należał się szlachcie...szlachectwo przecież zobowiązuje więc... wrzucaj do koszyka bez wątpliwości... Co do jakości, ekologicznego podejścia, naturalnego sposobu wytwarzania... Właściwie nadal nie wiem skąd to co mam w koszyku pochodzi i kto to wyprodukował. Oczywiście są na etykietach informacje często niekompletne. Fakt, że robi to wielkie konsorcjum do którego należą uprawy na 3 kontynentach nie daje mi tej świadomości. Produkt to nie to co jest wewnątrz. To reklama, nazwa, producent. Nie miejsce uprawy czy hodowli, sposób wytwarzania i realne zapotrzebowanie organizmu.

Z uwagi na regularne wyniki – niezadowalające – badań żywności już w 2008 roku została wprowadzona zmiana w ustawie dotyczącej fałszowania żywności ( Dz.U. nr 214, poz. 1346) . Wprowadzono zaostrzony system kar finansowych za wprowadzanie do obrotu żywności, która nie odpowiada normom wynikającym z przepisów lub z oznakowania towaru. Najniższa z możliwych to 500 zł a najwyższa może nawet kilkakrotnie przekroczyć wartość produkcji. System ten sprawdza się w podejściu do małych „krętaczy” jednak ogromne firmy nie dotyka tak bardzo. Jestem tego pewna, skoro co chwilę słyszy się o kolejnych aferach: solnej, suszu jajecznym, 30-letnim mięsie w konserwach, słoiczkowa... Tyle z nich pamiętam. Czyli nowa ustawa temat poprawiła ale luk jest tak wiele, że giganci rynku spożywczego nie mają się czego tak naprawdę obawiać. Zdarzyło mi się słyszeć od bliższych i dalszych znajomych, że przesadzam. W żartach usłyszałam, że pewnie wierzę też w UFO lub spisek Iluminatów. Nie śmieszy mnie i nie dziwi wrzucanie wszystkiego do wora z teoriami spiskowymi. O ileż to łatwiejsze. Po co walczyć skoro można obśmiać. Jednak warto pamiętać, że prawdziwą władze ma ten kto rządzi dostępem do jedzenia i picia a nie ma broń czy energię jądrową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam. Przeczytam.